Scenariusz filmu „Żywie Biełaruś” oparty jest częściowo na losach Franaka Wiaczorki. Białoruski opozycjonista opowiedział, jak doszło do powstania filmu, który zostanie pokazany w SOK podczas pierwszego spotkania z cyklu „Niemen rzeka artystów”.
„Niemen rzeka artystów” – DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ
– Jak doszło do powstania filmu „Żywie Biełaruś!”?
Franak Wiaczorka: Po wyborach w Mińsku w styczniu 2011 roku wyszedłem z więzienia, przyjechałem do Warszawy na egzamin z historii mediów. Pamiętam, że na granicy zabrali mi wtedy komputer. Nagle zadzwonił do mnie facet, lakonicznie mówi, że ma na imię Krzysztof, że jest reżyserem i przeczytał o mnie w „Gazecie Wyborczej”. Spotkaliśmy się w kawiarni Harenda obok uniwerku. Zaproponował mi, żebym napisał scenariusz na podstawie mojej historii, za pomocą której opowiemy szerszą historię o Białorusi. Zaskoczyło mnie to, ale od razu się zgodziłem. Minął rok i film już był gotowy. To chyba najciekawsze przedsięwzięcie mojego życia.
– Wszyscy byliście tak samo zaangażowani w projekt?
Franak Wiaczorka: Gdyby nie Krzysztof Łukaszewicz, ten film nigdy by nie powstał. Któregoś dnia Krzysztof przyjedzie do wolnej Białorusi i dostanie nagrodę za zasługi i krzewienie białoruskiej kultury. Nikt w ekipie nie pracował tylko dla pieniędzy. Panowało przekonanie, że to misja i robimy coś ważnego dla przyszłości. Nie było konfliktów na linii Polacy-Białorusini, byliśmy rodziną. W końcu cała ekipa bez problemu porozumiewała się po białorusku. Na planie nawet nikt nie przeklinał, jak to zwykle bywa. Chciałbym jeszcze raz to przeżyć.
Czy Twoim zdaniem sztuka filmowa ma jeszcze siłę oddziaływania na ludzi, może doprowadzić do zmian?
Franak Wiaczorka: Oczywiście, sztuka ma coraz mniejszy wpływ na ludzi, jednak film dzięki jego językowi i złudzeniu przedstawiania rzeczywistości może oddziaływać na ludzi, a nawet pomóc moralnemu katharsis. Polityka staje się motywem we wszystkich filmach, nawet tych, w których na pierwszym planie dominuje motyw miłości. “ŻYWIE BIEŁARUŚ!” jest w grupie tych niewielu filmów, których celem nie jest rozrywka, a wzbudzenie świadomości i inspirowanie widza do działania, niezależnie od tego, czy jest Białorusinem, Polakiem czy Amerykaninem.
Jak wyglądają losy filmu na Białorusi? Czy jest szansa, że będzie tam dystrybuowany?
Franak Wiaczorka: Niestety, obecny rząd wydał na ten film wyrok jeszcze zanim pojawiły się informacje o premierze. Media oficjalne ochrzciły film „ekstremistycznym” i „antypaństwowym”. Znany aktor Anatol Kot, który zagrał wice-ministra obrony, już trafił na czarną listę, rozwiązano z nim wszystkie umowy na Białorusi. Vinsenta, który zagrał Mirona, oraz innych aktorów zastraszają represjami i zwolnieniami. Białorusini film zobaczą: z Polski nadaje Biełsat, będziemy próbować robić pokazy nielegalne, działać podobnie, jak działała „Solidarność” w Polsce.
Jaki był Twój udział w doborze obsady?
Franak Wiaczorka: Casting odbywał się w Mińsku w prywatnie wynajętych mieszkaniach. Aktorów wybierała Violetta Buhl, wspierał ją Valery Mazynski – dyrektor zamkniętego przez władze teatru “Wolna Scena”. W castingu wzięło udział ok 60 osób, przyjeżdżali z różnych miast. Wybrano najlepszych z najlepszych. Absolutna większość to Białorusini. Każdy, kto się zgodził na udział w projekcie, wiedział o możliwych następstwach (dla wielu z nich to może być koniec kariery na Białorusi). Dla mnie praca z tymi ludźmi była ogromnym zaszczytem. Z Vinsentem, który „mnie zagrał”, znamy się od 8 lat, studiowaliśmy razem, rozpoczęliśmy wspólnie inicjatywę na rzecz języka białoruskiego, de facto dyskryminowanego na Białorusi. Kiedy byłem izolowany od świata w wojsku, Vinsent wysyłał do mnie pocztówki i swoje płyty, które dowództwo potem skonfiskowało i zniszczyło. Nikt nie zagrałby tej roli lepiej niż on.
Czy chciałbyś coś powiedzieć widzom zanim zasiądą w kinowych fotelach?
Franak Wiaczorka: Moim wielkim marzeniem jest, aby ten film zobaczyli ludzie w Polsce i na całym świecie. Zmiany na Białorusi są sprawą samych Białorusinów, ale jeżeli nie będzie wsparcia czy chociażby zrozumienia z Polski i Europy Zachodniej – nic nie da się zrobić. Kiedy siedziałem w wojsku, jedyne, co nie pozwoliło mi się załamać, to tysiące kartek pocztowych na Święta Bożego Narodzenia, jakie dostałem z całego świata. Film powinni zobaczyć ludzie na całym świecie i proszę każdego, by w tym pomógł. Co chcę przez to osiągnąć? Chciałbym, żeby tego, co przeżyłem, nie musiały przeżywać moje dzieci i następne pokolenia Białorusinów.
Rozmowa z Markiem Gałązką, pomysłodawcą cyklu „Niemen rzeka artystów” – KLIKNIJ!
Rozmowa z Krzysztofem Łukaszewiczem, reżyserem filmy „Żywie Biełarus” – KLIKNIJ!
Wywiad z Franakiem Wiaczorką pochodzi z materiałów prasowych KINO ŚWIAT