Film „Żywie Biełaruś” Krzysztofa Łukaszewicza zostanie pokazany podczas pierwszego spotkania cyklu „Niemen rzeka artystów”. – To opowieść, która ma zdemaskować rzeczywistość i pobudzić widza na rzecz wspierania białoruskiej wolności – powiedział reżyser filmu Krzysztof Łukaszewicz.
„Niemen rzeka artystów” – DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ
Już w swoim debiucie, uznanym za najlepszy obraz festiwalu Młodzi i Film w Koszalinie filmie „Lincz” dał się Pan poznać jako twórca zaangażowany społecznie. Co Pana pociąga w tematach społecznie drażliwych? Wierzy Pan, że kino jest jeszcze w stanie wpływać na ludzi, zmieniać ich nastawienie, poglądy?
Krzysztof Łukaszewicz: – Nie ma chyba filmowca, który nie chciałby zrobić filmu będącego swoistym aktem sprzeciwu wobec rzeczywistości nie do zaakceptowania. Franak Wiaczorka, jeden z liderów młodej opozycji białoruskiej, którego historia stała się podstawą scenariusza „Żywie Biełaruś!”, jest pozytywnym przykładem człowieka, działającego w trudnym, wojskowym, środowisku dla poprawy bytu swojego i innych poborowych. Jego przykład ukazuje, że zmagania z systemem niekoniecznie trzeba zaczynać od przewrotu na ulicy, lecz od walki np. o język białoruski w armii, rzecz, która bezpośrednio nie zagraża reżimowi, ale wpływa na utrwalanie świadomości narodowej Białorusinów.
Traktuje Pan „Żywie Biełaruś!” jako film z misją. Jaki jest jej cel?
Krzysztof Łukaszewicz: – To oparta na faktach opowieść, współtworzona przez młodych Białorusinów, której misją jest przekazanie widzom na świecie relacji o rzeczywistości, w jakiej żyją współcześni Białorusini. Film, jako tworzywo, nie jest oczywiście w stanie burzyć rzeczywistości, ale zdemaskować ją i pobudzić widza na rzecz wspierania białoruskiej wolności, jak najbardziej.
Jak na pomysł na film o białoruskim reżimie reagowali polscy decydenci? Nie odradzali Panu brnięcia w kontrowersyjny temat?
Krzysztof Łukaszewicz: – W Polsce generalnie panują nastroje szczerej sympatii do Białorusinów i solidarności z białoruską opozycją. Od początku pomysł realizacji filmu “Żywie Biełaruś!” spotkał się z pozytywnym odbiorem ze strony producenta – warszawskiej Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Oczekujemy, że film przypomni widowni, mam nadzieję także na Zachodzie, o istnieniu takiego kraju jak Białoruś w samym środku Europy. Ukaże oblicze reżimu w kontekście przeżyć młodego pokolenia Białorusinów. Jako że ze zrozumiałych względów sami Białorusini nie byli w stanie zrobić filmu wysyłającego światu sygnał – “tak jest u nas”, powstał pomysł na zrobienie przez Polaków filmu o Białorusinach, po białorusku. W naszym kraju, który skutecznie walczył z sowieckim totalitaryzmem, mocno zakorzenione są tradycje „prometeizmu”, wspierania wolnościowych aspiracji postsowieckich narodów. W większości środowisk, także wśród filmowców, panują nastroje powszechnej sympatii wobec białoruskich demokratów i opozycjonistów. Jednym z bardziej znanych jest właśnie Franak Wiaczorka, współautor zrealizowanego przy współudziale polskiej publicznej telewizji filmu dokumentalnego „Lekcja białoruskiego” o szykanowaniu przez reżim Łukaszenki narodowego języka białoruskiego…
…a także znany z serii pasjonujących, odważnych wywiadów, odsłaniających realia współczesnej Białorusi, których udzielił, m.in., „Gazecie Wyborczej”.
Krzysztof Łukaszewicz: – Wiaczorka udzielił w Polsce kilku dużych wywiadów. W ostatnim z nich, z grudnia 2009 roku, opisał swoje doświadczenia z służby w białoruskiej armii. Wiaczorka, mimo wrodzonej wady serca, zwalniającej go z powszechnego obowiązku służby wojskowej, wcielony został na 18 miesięcy do radiolokacyjnej jednostki w Mozyrzu. Nie poddając się naciskom i represjom przełożonych, podjął walkę o zachowanie w armii języka białoruskiego oraz o elementarne potrzeby i prawa poborowych. Jedną z form tej walki było m.in. publikowanie w Internecie bloga – dziennika, demaskującego rzeczywistość białoruskiej armii. W trakcie pełnienia służby Wiaczorka zdecydował się kandydować w wyborach samorządowych w okręgu mozyrskim. Kierowała nim chęć obnażenia w oczach społeczeństwa farsy uprawianej na Białorusi przez reżim Łukaszenki – pozornej demokracji i „wolności” wyborów.
Co ujęło Pana najbardziej w historii Franaka?
Krzysztof Łukaszewicz: – To, że snuta przez niego opowieść, jest pełna zdystansowanych, dowcipnych komentarzy opisujących w duchu „wojaka Szwejka” rzeczywistość groźną, choć momentami komicznie absurdalną. To ona stała się inspiracją i punktem wyjścia do napisania scenariusza „Żywie Biełaruś!”. Wyłaniający się z bloga Wiaczorki obraz mozyrskiej jednostki wojskowej nasunął ideę potraktowania jej jako mikroświata uosabiającego funkcjonowanie reżimowego państwa.
Zatem chociaż fabuła „Żywie Biełaruś!” skupia się na jednostce, tak naprawdę jest opowieścią o całym kraju i jego mieszkańcach.
Krzysztof Łukaszewicz: – Jednostka głównego bohatera fabuły – wcielonego do armii rockmana Mirona, alter ego Wiaczorki, to obraz współczesnej Białorusi w miniaturze. Z jednej strony odwzorowanie sytuacji gospodarczej, z przestarzałą, prymitywną infrastrukturą i logistyką nie zaspokajającą elementarnych potrzeb poborowych. Z drugiej – to odbicie systemu politycznego, odizolowanego grubym murem od świata na zewnątrz, z nieograniczoną władzą oficera polityczno-wychowawczego nad umysłami poborowych, traktowanych jako zuniformizowana masa. Na dopełnienie tego „mikroświata” składają się indoktrynacja polityczna, atmosfera wzajemnego donosicielstwa i aprobowana przez dowództwo fala, jako element manipulacji poborowymi. Jednocześnie, poza jednostką, na zewnątrz, jako alternatywna rzeczywistość, funkcjonuje świat środowisk studenckich i rockowych. W przestrzeni tej funkcjonuje dziewczyna Mirona, Wiera oraz jego koledzy z zespołu. Wiera rozpowszechnia dyktowany przez Mirona blog w sieci, przyczyniając się wraz z przyjaciółmi do wykreowania legendy Mirona jako nowego lidera opozycji i obrońcy białoruskiej tożsamości.
Spoiwem tych dwóch światów jest Internet. Jaka jest jego rola w walce Białorusi o wolność?
Krzysztof Łukaszewicz: – W rzeczywistości totalitarnej Internet okazuje się współcześnie kapitalnym narzędziem walki z dyktaturą. To dla młodych Białorusinów jedyne niezależne źródło informacji, którego nie można ocenzurować, jak prasy i mediów. Internet to także okno łączności ze światem poza szczelnie odgrodzonymi od zachodu Europy granicami Białorusi. To wreszcie komunikator, dzięki któremu można się powszechnie organizować w rzeczywistości filtrowanej na każdym kroku przez białoruską milicję i KGB. Miron, postać filmowa, podobnie jak Franak wyśmiewa online warunki bytowe w armii, co wymusza ich poprawę, potem w imieniu współtowarzysza, domaga się równego traktowania białoruskiego w armii. Jego historia jest o tyle krzepiąca, że mimo, iż reżim przetacza się po nim, Miron staje się świadomym opozycjonistą…
…bo „Żywie Biełaruś!” to także film o budowaniu tożsamości.
Krzysztof Łukaszewicz: – Ewolucję Mirona, oportunisty-rockmana w stronę świadomego opozycjonisty kształtuje rozgrywka na osi Miron – władza. Miron, walcząc w swojej jednostce o słuszne, z pozoru tylko błahe sprawy, osiąga efekt dla władzy, na poziomie czy to mozyrskiej jednostki, czy państwowym nie do przyjęcia. Staje się trybunem „mas”, co gorsza, skutecznym. Nie wystarczy go już tylko wyeliminować. Według sowieckich reguł należy go złamać, dając społeczeństwu dowód, że każda próba buntu jednostki przeciw reżimowi kończy się zrozumieniem własnych błędów i złożeniem publicznej samokrytyki. A w tle, przy dynamicznej muzyce autorstwa gwiazdy białoruskiego rocka, Lawona Wolskiego, toczy się proces budowania przez młodzież białoruską własnej tożsamości. Sposób jej wyrażania to właśnie niezależny rock, przepełniony satyrą i pozornie zastępczą symboliką, demaskujący i ośmieszający łukaszenkowski reżim.
Wywiad z Krzysztofem Łukaszewiczem pochodzi z materiałów prasowych KINO ŚWIAT
Rozmowa z Markiem Gałązką, pomysłodawcą cyklu „Niemen rzeka artystów” – KLIKNIJ!
Jego losy opowiedziano w „Żywie Biełaruś”. Rozmowa z Franakiem Wiaczorką – KLIKNIJ!