Międzyszkolny Dyskusyjny Klub Filmowy „13” – projekcja filmu „Nawet deszcz”
Środa, 16.12.2015, godz. 18:00
Sala Kameralna, ul. Jana Pawła II 5
Film o granicach, jakie wyznaczył biały człowiek w świecie latynoamerykańskim. W roli głównej znany m.in. z „Amores perros”, „I twoją matkę też” oraz „Dzienników motocyklowych” Geal Garcia Bernal.
Bilety: 10 złotych (bilet na pojedynczy seans) na www.bilety.soksuwalki.eu i w kasie SOK.
„NAWET DESZCZ” (Francja, Hiszpania, Meksyk, 2010)
reżyseria: Icíar Bollaín
scenariusz: Paul Laverty
występują: Luis Tosar, Geal Garcia Bernal, Juan Carlos Aduviri, Karra Elejalde, Raul Arevalo, Carlos Santos, Cassandra Ciangherotti
Uważany przez wielu za najlepszy hiszpański film 2010 roku „Nawet deszcz”, to widowiskowa produkcja w gwiazdorskiej obsadzie (Gael García Bernal, Luis Tosar), napisana przez Paula Laverty’ego, scenarzystę filmów Kena Loacha, z muzyką Alberta Iglesiasa, na stałe współpracującego z Pedro Almodovarem. Na czele ekipy stanęła kobieta – hiszpańska reżyserka Icíar Bollaín („Moimi oczami”, „Mataharis”). Sebastian – reżyser idealista – i Costa, jego producent, realizują w Boliwii film o przybyciu Kolumba do Ameryki. Pragną ukazać wielkiego odkrywcę w sposób daleki od wyidealizowanej wersji szkolnych podręczników – na ekranie żądni złota Kolumb i jego świta brutalnie rozprawiają się z Indianami.
Realizacja filmu idzie wyśmienicie do momentu, gdy w okolicy wybucha tzw. wojna o wodę, wywołana prywatyzacją wodociągów. Szybko okazuje się, że pomimo upływu 500 lat konkwista trwa nadal. Kiedyś wyzyskiwani przez konkwistadorów, dziś boliwijscy Indianie stają się ofiarami chciwych polityków i międzynarodowych korporacji. Rozpoczyna się podwójna walka rdzennych mieszkańców Boliwii z najeźdźcami z Zachodu – w filmie i w rzeczywistości. Costa i Sebastian staną przed trudną decyzją, czy są gotowi zrobić film za wszelką cenę, nawet kosztem indiańskich współpracowników i własnych ideałów.
Media o filmie:
Jeden z ciekawszych obrazów pokazywanych w polskich kinach. Być może nieco zbyt banalny w swoim przesłaniu, ale jednak zrealizowany w niezwykle ciekawy sposób.
Sebastian (jak zwykle wyśmienity Gael García Bernal) pragnie zrealizować prawdziwy film o Krzysztofie Kolumbie – o masakrze rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej, o chrześcijanach podbijających Nowy Świat.
Za namową producenta Costy (Luis Tosar) obraz realizuje w biednej boliwijskiej wiosce. Jej mieszkańcy za dwa dolary statystują, tudzież grają drobne role. To jednak nie wszystko – w świecie poza filmem walczą z przybyłym do wioski „kapitałem zagranicznym”, który o 300% podnosi koszt dostępu do wody. Rozpoczyna się bunt i zamieszki paraliżujące realizację produkcji.
Jak widać Nawet deszcz to kolaż trzech przeplatających się opowieści. Z jednej mamy opowieść o pasji tworzenia filmu. Dyskusję o tym, czym jest prawda, czym polityczna poprawność, jak daleko może sięgnąć kamera, co może pokazać, a czego nie.
Z drugiej mamy historię Krzysztofa Kolumba – zdobywcy, „twórcy Nowego Świata”, a z drugiej strony jednego z morderców rdzennych amerykanów. Z trzeciej natomiast opowieść o Boliwijczykach, dla których praca w filmie, to nie tyle spełnienie marzeń o sławie, a możliwość zarobku. – Są rzeczy ważniejsze od filmu – mówi Daniel (chyba najlepszy aktor tej produkcji – Juan Carlos Aduviri), w chwili gdy reżyser chce nakręcić scenę topienia niemowląt. To co dla Daniela i innych jest najważniejsze, to woda. Możliwość godnego życia i rodzina. I wszystko to w kontrze do wszędobylskiej globalizacji świata.
Film Icíar Bollaín uznawany jest za jeden z najlepszych hiszpańskich obrazów minionego sezonu. Trudno się z tym nie zgodzić. Po mistrzowsku wplątano wszystkie trzy wątki, wiele pojedynczych fragmentów jest niezwykle błyskotliwych – jak na przykład odgrywanie sceny przybycia do Nowego Świata przez hiszpańskich aktorów przez stołem z cateringiem. Także aktorzy grający główne role są nader przekonywujący. Niestety nie brakuje także banału.
To przez to Nawet deszcz nie jest filmem wybitnym, a tylko bardzo dobrym. Brakuje tu trochę nowych refleksji, wszystko jest tylko czarne, a postacie często są jednowymiarowe. Ostatecznie jednak jest to obraz, po którym można podyskutować i zastanowić się nad kondycją otaczającego nas świata. Wnioski może wysnuć każdy samemu, a na ten film na pewno warto się wybrać. (www.plasterlodzki.pl)
***
Hiszpańska ekipa udaje się do boliwijskiej miejscowości, by zrealizować przygodowe widowisko o wyprawie Krzysztofa Kolumba.
Ideologicznie zaangażowany, oskarżycielski dramat o trwającym pół tysiąca lat kolonializmie.
Filmy o kręceniu filmów raczej rzadko zapadają w pamięć, chyba że sprawę traktują wybitnie pretekstowo. Dramat „Nawet deszcz” inteligentnie przełamuje stereotyp autotematycznej opowieści, kładąc akcent na krytykę globalizmu z lewicowej pozycji. Fabularnie rzecz wydaje się dość odległa od meritum: hiszpańska ekipa udaje się do boliwijskiej miejscowości Cochabamba, aby z rozmachem zrealizować przygodowe widowisko o wyprawie Krzysztofa Kolumba. Magnesem są atrakcyjne plenery, przede wszystkim zaś bieda miejscowej ludności, która za dwa dolary dziennie gotowa jest na każde poświęcenie. Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem. Statyści odmawiają udziału w naruszających ich godność scenach; w mieście wybuchają protesty przeciwko prywatyzacji zasobów wodnych, a na czele rebelii staje człowiek grający w przygotowywanym filmie legendarnego Hatueya – pierwszego buntownika sprzeciwiającego się ekspansji Kolumba.
Icíar Bollaín wyreżyserował ideologicznie zaangażowany, oskarżycielski dramat o trwającym pół tysiąca lat kolonializmie. Dwutorowa, równolegle prowadzona akcja eksponuje prymitywne okrucieństwo hiszpańskich konkwistadorów, którzy paląc na stosach, odcinając ręce tubylcom, zaprowadzają chrześcijański porządek wśród niewiernych. Z drugiej strony pokazuje absolutną bezkarność i cynizm sił rządowych, pozostających na usługach kapitalistów, którzy w białych rękawiczkach, za pomocą legalnych ustaw oraz pałek policji robią dziś to samo – uprawiają i czerpią korzyści z niewolnictwa. A że scenariusz do „Nawet deszcz” napisał znakomity scenarzysta brytyjski Paul Laverty (stały współpracownik Kena Loacha), nie ma się co dziwić, że zamiast agitki powstało dzieło wielowymiarowe, o wielkiej sile emocjonalnej. (http://www.polityka.pl)