Spektakl uwielbiany przez kobiety w całej Polsce. Pokazany już ponad pół tysiąca razy! Na scenie niezwykle przystojni, umięśnieni i cudownie ruszający się gwiazdorzy… W każdym razie urzekający, a takich kobiety kochają najbardziej!
Spektakl „Goło i wesoło”
Dzień Kobiet, 8.03, godz. 19:00
Duża Scena, ul. Papieża Jana Pawła II 5
IMPREZA ZEWNĘTRZNA
Bilety: 100 i 85 zł w kasie SOK (87 563 85 18) oraz na www.bilety.soksuwalki.eu
Przy zakupie biletów grupowych organizator oferuje znaczące zniżki:
– powyżej 30 biletów – 5% zniżki
– powyżej 50 biletów – 10% zniżki
– powyżej 100 biletów – 15% zniżki
W celu zakupu biletów grupowych prosimy o kontakt z kasą SOK: tel. 87 563 85 13
Autor: Stephen Sinclair & Anthony McCarten
Przekład: Lou Rising
Reżyseria: Arkadiusz Jakubik
Scenografia: Wojciech Stefaniak
Choreografia: Krzysztof Adamski
Produkcja: Studio Filmowe Gudejko
Obsada: Radosław Pazura, Olga Borys, Tomasz Sapryk, Jarosław Domin, Henryk Gołębiewski, Jacek Lenartowicz, Jacek Borkowski, Maciek Mikołajczyk, Jacek Kopczyński
Rozbiorę się i zarobię? To nie takie proste
Komedia „Goło i wesoło” autorstwa Stephena Sinclaire’a i Anthony McCartena zawojowała już cały świat, nie schodzi z afisza od prapremiery w Mercury Theatre w Auckland w Nowej Zelandii w 1987 r. Spektakl święcił sukcesy w USA, Kanadzie, Anglii, Francji (w 2001 r. produkcja francuska otrzymała nagrodę Moliera za najlepszą komedię roku na scenie teatralnej), Niemczech, Australii, Ameryce Południowej i krajach skandynawskich. Obecnie jest wielkim przebojem w Rosji.
Wszędzie przyjmowany jest z entuzjazmem, zarówno przez publiczność jak i krytyków teatralnych. „Goło i wesoło” okazało się hitem nie tylko w teatrach – film na podstawie sztuki, pod tym samym tytułem podbił także kina. Podobnie jak film, spektakl opowiada historię kilku bezrobotnych, którzy będąc zupełnie bez pieniędzy, bez perspektyw, wpadają na pomysł, aby założyć grupę striptizerów o nazwie „Napalone Nosorożce”. Natomiast akcja przedstawienia dzieje się w Polsce, w Tomaszowie Mazowieckim. Oglądamy jak nasi bezrobotni próbują opanować trudną sztukę publicznego rozbierania się, początkowo w swoim gronie, następnie podczas przesłuchania w jedynym klubie w mieście o nazwie „Eden”. Przesłuchanie wypada fatalnie. Następny występ przed tomaszowską publicznością, wypada jeszcze gorzej. Menager striptizerów wynajmuje byłą tancerkę Wandę, aby udzieliła im kilku lekcji.
Jesteśmy świadkami komicznych prób „baletowych”, podczas których Wanda uczy ich podstaw profesjonalnego striptizu. Spektakl wieńczy spektakularny finał, w wykonaniu „Napalonych Nosorożców”, którzy na scenie, przed publicznością rozbierają się z taką swobodą, jakby robili to od urodzenia. A piękniejsza część widowni zadaje sobie pytanie „Ile dzisiaj zdejmą z siebie?!”…
„Napalone nosorożce” wcale nie idealne, ale nasze – recenzja pt. „Sztuka chichotania” spektaklu Eryka Mełgwy (Gazeta Sukces nr 12 08-12-2005)
Panowie z „Napalonych nosorożców” – bo tak nazywa się grupa – są niezdarni i kompletnie nieseksowni. Za chudzi, za grubi, nieśmiali i nieudolni, a swoje opory przełamują na naszych oczach. I to jak! Mirosław Zbrojewicz z zakompleksionego, mieszkającego wiecznie z mamą asystenta proboszcza przeistacza się w rytmicznie bujającego biodrami przystojniaczka, Andrzej Andrzejewski, mały i zamknięty w sobie facecik, nabiera energii scenicznej a la Michael Jackson, Jacek Kopczyński z podwórkowego cwaniaczka i romantycznego gitarzysty staje się rockandrollowcem na miarę Johna Travolty, Jacek Lenartowicz z grubego, chamowatego kierownika zamienia się w słodkiego, uwielbiającego swoją tłuściutką seksualność żigolaka, a Radek Pazura. .. słów brakuje, w kogo przeistacza się Radek Pazura. To trzeba zobaczyć. Pazura po tym, co zrobił w spektaklu, może pozbyć się kompleksu brata (o ile taki miał). Pokazał nie tylko talent sceniczny, ale też taki dystans do swojej osoby, że wielu smutnych aktorów dramaturgicznych mogłoby mu pozazdrościć.
Pomysł na spektakl był dziecinnie prosty. Powstał na bazie sztuki i filmu „Full Monty”, tyle że Jakubik zaadaptował go do polskiej rzeczywistości. Na czym zatem polega sukces „Goło i wesoło”? Na totalnej, wszechogarniającej autoironii. Zbrojewicz nie kryje, że nie ma urody amanta, Andrzejewski nie udaje, że jest wysoki i dobrze zbudowany, a Lenartowicz olewa z wyraźną rozkoszą wszystkie diety cud. Są sobą i z tej swojej, wcale nie idealnej, cielesności robią atut. I rozśmieszają, i wzruszają, bo są… nasi. Przez cały spektakl, dusząc się ze śmiechu, trzymamy za nich kciuki i życzymy, by się nie poddali. By nie zwyciężył wstyd, pruderia i lęk o swoją ośmieszoną męską godność. Panowie ze spektaklu „Goło i wesoło” są trochę tacy, jak my wszyscy.
My też jesteśmy w naszym kolorowym kapitalizmie nieco nieudaczni, też nie do końca oswoiliśmy rzeczywistość, ale coraz śmielej wychodzimy jej naprzeciw. A to wszystko także dlatego, że coraz rzadziej wstydzimy się siebie i swojego uśmiechu. Dlatego kompletnie szczerze, bez poczucia obciachu, polecam Państwu ten spektakl. Uśmiałem się na nim po pachy. Całkiem bezwstydnie.